PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Silent Angel Rhein Z1 Plus

Wrz 29, 2023

Najnowszy produkt chińskiego Silent Angela to istny kombajn — serwer muzyczny i transport sieciowy, który w dodatku wspiera niemal wszystkie znane protokoły sieciowe. Sprawdźmy, czy jest tak dobry, na jaki się zapowiada.

Dystrybutor: Audio Atelier, www.audioatelier.pl
Cena: 12 900 zł (w czasie testu)
Dostępne wykończenia: srebrne

Tekst: Ignacy Rogoń | Zdjęcia: AV

Artykuł pochodzi z Audio-Video 6/2023 - Kup pełne wydanie PDF

audioklan

 

 


Serwer sieciowy Silent Angel Rhein Z1 Plus

TEST

Silent Angel Rhein Z1 Plus

Należąca do korporacji Thunder Data Co firma Silent Angel została stworzona przez Dr. Huang Jiana i Chorusa Changa. Ten drugi pełni w obu przedsiębiorstwach funkcję CTO (Chief Technical Officer). Głównymi obszarami zainteresowania obu panów są serwery, komunikacja sieciowa oraz zarządzanie danymi. W ofercie „Cichego Anioła” znajdziemy szeroki przekrój rozwiązań dedykowanych muzyce w formie cyfrowej.

W katalogu obecnych jest kilka switchy, zegar (word clock) oraz dwa zasilacze. Do tego należy doliczyć dwie serie transportów/streamerów (podstawową Bremen oraz wyższą Munich) — razem 5 urządzeń. Jest też seria serwerów muzycznych Rhein. W jej skład wchodzą dwa urządzenia: podstawowy, zaprezentowany przed czterema laty Z1 oraz zupełnie nowy, udoskonalony Z1 Plus. Oferta jest więc pokaźna, ale niebawem jeszcze się poszerzy. Zwiedzając tegoroczną wystawę High End spotkałem Chorusa Changa. Podzielił się on ze mną planami rozwojowymi firmy. Jeszcze w tym roku do oferty trafią dwa kolejne serwery Z1N oraz ZX Lite. Flagowe urządzenie z serii Rhein — model ZX został zaplanowany na pierwszy kwartał 2024 roku. Prócz serwerów, w najbliższym czasie możemy spodziewać się premiery topowego streamera Munich MU, zintegrowanego wzmacniacza Cologne AU, dwóch zasilaczy Forrester oraz kolejnego generatora sygnału zegarowego. Zespół kierowany przez Chorusa pracuje na bardzo wysokich obrotach i ani myśli zwalniać!

Budowa

Pierwszym modelem w serii Rhein był wspomniany Z1 z 2019 r. Udoskonalona wersja Plus jest efektem konsultacji z nabywcami, recenzentami i sprzedawcami, a także postępu w dziedzinie mikroprocesorowej. Urządzenie zamknięto w znajomej, sześciennej, nieco wyoblonej, wykonanej z aluminium obudowie o wymiarach 200 x 65 x 200 mm. Na pierwszy rzut oka obydwa modele są niemal identyczne. Najłatwiej rozróżnimy je po logo — to w wersji Plus jest maszynowo wycinane. Nowy jest też płaski ledowy wskaźnik stanu, który ładnie wkomponowano w obudowę.

Silent Angel Rhein Z1 Plus

W całości aluminiowa obudowa jest znakomicie wykonana.

 

Sporo zmian zaszło na tylnym panelu. „Plus” oferuje dwa gigabitowe gniazda ethernet (o jedno więcej) i wejście dla zewnętrznego zegara 25 MHz (nowość). Wymieniono też złącza magistrali szeregowej — zastosowano dwa porty USB typu A pracujące w standardzie 3.1 oraz jedno 2.0. Jest też USB typu C (standard 2.0) oraz wyjście USB Audio. To drugie wyposażono w nowy system redukcji szumów. Zmieniono gniazdo zasilania (12 V DC) i dołożono włącznik.

Plus w nazwie to coś więcej niż chwyt marketingowy ułatwiający podniesienie ceny. W środku znajdziemy czterordzeniowy procesor Intel Celeron J6413. Korzysta on z litografii 10 nm, co gwarantuje spory przeskok wydajnościowy względem wykorzystywanych wcześniej układów w technologii 14 nm. Usprawniono system chłodzenia — wykorzystuje on miedziany radiator oraz matę grafenową gwarantującą lepszą dyspersję energii.

Chorus Chang zwrócił szczególną uwagę na szynę zasilania — Z1 Plus otrzymał dodatkowy stopień stabilizujący i filtrujący zakłócenia EMI. Gniazda Ethernet są taktowane wysoce dokładnymi oscylatorami TCXO, co ma gwarantować większą precyzję odbioru danych. Pamięć operacyjna (DDR4) wynosi 16 lub 32 GB. Wbudowany dysk NVMe SSD może mieć pojemność 250 GB lub od razu... 4 TB. Obydwie wymienione opcje mają oczywiście wpływ na cenę — dopłaty są tak słone, że dystrybutor sprowadza obie wersje wyłącznie na zamówienie.

Funkcjonalność

Z1 Plus to bardzo złożone urządzenie o imponującej funkcjonalności. Chorus Chang nazywa produkty z serii Rhein serwerami muzycznymi — i nie jest to bynajmniej przesadą. Do Z1 Plus podłączymy aż cztery dyski HDD/SDD, których zawartość zostanie sklasyfikowana i zaprezentowana w lokalnej sieci, w wybranym przez nas systemie zarządzania plikami (SMB lub CIFS), bądź wykorzystując DLNA. Zawartość dysków zewnętrznych z łatwością skopiujemy także na ten wewnętrzny, choć z ekonomicznego punktu widzenia (i nie tylko) ma to wątpliwy sens.

Silent Angel Rhein Z1 Plus gniazda

Guzik z lewej to włącznik, poniżej gniazdo BNC dla opcjonalnego zegara 25 MHz. Okrągłe gniazdo zasilania DC umożliwia łatwy upgrade. Wyjście cyfrowe jest tylko jedno (USB Audio). Dwa porty Ethernet pozwalają podłączyć endpoint bezpośrednio do serwera.

 

Urządzenie w łatwy i przystępny sposób pozwala na zarządzanie biblioteką plikową za pomocą darmowej aplikacji VitOS Manager, bądź z poziomu przeglądarki systemowej na pececie lub Macu. Za pomocą wspomnianej aplikacji uruchomimy pozostałe moduły użytkowe. Jak już zaznaczyłem, „Zet-jedynka” jest też samodzielnym transportem sieciowym, zdolnym do odtwarzania plików PCM 768 kHz i DSD512. Nie zabrakło również pełnego wsparcia formatu MQA. Twórca Rheina zaimplementował trzy algorytmy optymalizacji portu USB Audio — sami możemy zdecydować, które ustawienie jest najodpowiedniejsze. Do pełni szczęścia zabrakło wyjść cyfrowych S/PDIF i AES/EBU. Aplikacja VitOS Orbiter, prócz treści z dysków, integruje biblioteki serwisów streamingowych, takich jak Amazon Music i Qobuz. Do niedawna był dostępny także Tidal, ale po integracji funkcjonalności Tidal Connect ta pierwsza możliwość przestała być aktywna.

Aplikacja jest przejrzysta i intuicyjna. Chińczycy bardzo dbają o jej stabilne działanie i stale ją udoskonalają w oparciu o opinie od klientów — to jedno z lepszych znanych nam rozwiązań na rynku. Z1 Plus obsługuje protokoły UPnP, NAA, Ready Media, Spotify Connect, Tidal Connect, Air Play 2 oraz RAAT. Niebagatelną zaletą urządzenia jest to, że może być wykorzystane jako Roon Server, czyli bezinterfejsowa wersja Roon Core. W odróżnieniu od Core’a zainstalowanego na komputerze, takie rozwiązanie ma istotną zaletę. Cały ciężar obliczeń związanych z obróbką i transkodowaniem danych (Roon DSP) wykonuje urządzenie zoptymalizowane pod kątem zastosowań audio. Jeśli jednak nie korzystamy z tych opcji, techniczne różnice pomiędzy jednym a drugim rozwiązaniem stają się mniej istotne.

Według zapewnień producenta, Z1 Plus potrafi jednocześnie obsłużyć nawet 10 endpointów. Innym atutem Z1 Plus jest możliwość spięcia z endpointem kablem Ethernet na „krótko” (bez pośrednictwa switcha i routera), co może mieć pozytywny wpływ na jakość dźwięku. Odpada także ryzyko związane z niechcianym odpięciem dysków zewnętrznych, co dość często się zdarza przy korzystaniu z laptopa w roli Roon Core’a, a co może być bezpośrednią przyczyną uszkodzenia dysku.

Urządzenie było fabrycznie nowe, więc zanim przystąpiłem do właściwych testów, zgodnie z zaleceniami dystrybutora, postanowiłem je porządnie „wygrzać”. Silent pracował u mnie dobry miesiąc zanim na poważnie usiadłem do odsłuchów. W tym czasie pełnił rolę Roon Servera. Sterowanie w takiej konfiguracji niczym się nie różni od tego, z którego korzystamy w przypadku Roon Core’a — instalujemy odpowiednią aplikację mobilną i/lub desktopową.

Moją uwagę zwróciła fantastyczna stabilność Silenta — Roon działał znacznie płynniej niż na moim (całkiem wydajnym) komputerze. Integracja z Tidalem była dużo lepsza — ani razu nie byłem zmuszony do ponownego logowania się do serwisu, co od pewnego czasu jest bolączką na Macu. Co więcej „chińczyk” bez najmniejszego zająknięcia komunikował się z dyskiem HDD oraz pendrivem, klasyfikując całą moją bibliotekę niemal błyskawicznie. Tyle tytułem wstępu. Przejdźmy do brzmienia.

Brzmienie (roon endpoint)

Pierwszą fazę odsłuchów przeprowadziłem z wykorzystaniem MacBooka Pro w roli Roon Core’a. W ten sposób mogłem sprawdzić, jak „zet jedynka” sprawdzi się w roli samego streamera, czyli endpointa. Po zastąpieniu nim SOtM-a sMS-200 Ultra Neo, w brzmieniu mojego systemu zmieniło się całkiem sporo. Były to jednak zmiany, które trudno w jednoznaczny sposób określić jako jednoznacznie pozytywne, bądź negatywne. Dźwięk miał po prostu odmienny charakter. Posłużę się przykładami. Na słynnej płycie Keitha Jarreta „The Köln Concert” odtwarzanej przez SOtMa fortepian był bardzo organiczny, każde uderzenie w klawisz odbierałem jako bardzo wyraźne i treściwe. Jednocześnie dało się zaobserwować delikatne zmiękczenie przekazu, które dodaje SOtM-owi „analogowości”. Silent Angel prezentował poszczególne dźwięki w sposób nieco bardziej bezpośredni i intymny — przestrzeń nie była już tak obfita. W dodatku średnicy brakowało nieco klarowności.

Bas jest delikatnie powłóczysty, lecz zwraca na siebie uwagę przepięknymi barwami i niezłą głębią. Z powodu nieco ostrzejszej góry pasma przekaz odebrałem jako bardziej precyzyjny — nawet w gęstych arpeggio bez większego wysiłku byłem w stanie wychwycić poszczególne uderzenia w klawisze. Sęk w tym, że poszczególne dźwięki nie były tak nasycone, bogate w harmoniczne i przejrzyste, jak miało to miejsce u Koreańczyka. Brakowało im duszy. W gruncie rzeczy był to po prostu dźwięk delikatnie bardziej syntetyczny i techniczny. Skądinąd wiem, że są audiofile, którzy lubują się w takim sposobie prezentacji. Muszę tu jednak dodać, że na tym etapie pojedynek był nierówny, ponieważ SOtM korzystał z zasilacza Keces P6, a Rhein z zasilacza fabrycznego. Jako, że posiada on również wyjście 12-woltowe, postanowiłem sprawdzić skuteczność takiego upgrade'u. Wymiana zasilacza poskutkowała zniwelowaniem opisanych powyżej różnic. Obraz sceny pogłębił się — odebrałem go jako znacznie bardziej obfity i angażujący. SOtM oferował jednak więcej przestrzeni nad głową. Pojawiła się wspomniana miękkość, utożsamiana przeze mnie z naturalnością. Średnica w przypadku Z1 jest mocniej dociążona i delikatnie „zabrudzona” w bezpośrednim porównaniu. Powrót do SOtM-a oznaczał zwiększenie klarowności średnicy, ale i poczucie niewystarczającego jej dociążenia. Każdorazowo wystarczyło jednak kilkanaście sekund, by słuch się zaadaptował — i wówczas stwierdzałem, że środek pasma z mojego roboczego transportu sieciowego jest bardziej złożony i dźwięczniejszy.

Silent Angel Rhein Z1 Plus

Różnic na polu rozpiętości dynamicznej, czy rytmiki nie odnotowałem. Góra pasma w wykonaniu „chińczyka” jest świetnie zbalansowana i bogata w detale. Silent gra nieco ostrzej od SOtM-a, jednak w trakcie odsłuchów absolutnie mi to nie przeszkadzało, a niekiedy wręcz odbierałem to jako zaletę. Złapałem się na tym, że gdy wracałem do domu, nie zawsze wiedziałem, które urządzenie jest aktualnie podpięte do DAC-a. Dopiero bardziej wnikliwa analiza poszczególnych utworów pozwalała ze sporą dozą pewności stwierdzić, którego transportu akurat słucham.

Powrót do fabrycznego zasilania poskutkował delikatnym rozleniwieniem przekazu i jego „oklapnięciem” pod względem przestrzennym.

Z własnej aplikacji

Na początek wybrałem płytę „You Want It Darker” Leonarda Cohena. Przy korzystaniu z aplikacji VitOS bas odebrałem jako nieco bardziej czytelny, lepiej kontrolowany i punktowy. Dodatkowo delikatnie zmniejszyła się „pudedłkowość” średnicy. Przekaz był subiektywnie czystszy, klarowniejszy i lepiej wyważony. Przyznam, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Powrót do Roona skutkował subtelnym przytłumieniem góry, marginalnym rozleniwieniem się basu i delikatnym zwiększeniem objętości oraz melodyjności dźwięku. W gruncie rzeczy różnice nie były duże, jednak każdorazowo preferowałem dźwięk uzyskany za pomocą dedykowanego rozwiązania VitOS Orbiter. Jako drugi do porównania wybrałem album „Badmotorfinger” grupy Soundgarden. Gitara basowa w „Rusty Cage” nacechowana była nieco większą „chrapliwością” i „kąśliwością” — czyli dokładnie tak, jak powinno być. Zmiana na Roona skutkowała delikatnym zagęszczeniem przekazu — gitary i wokal Chrisa Cornella zabrzmiały pełniej i bardziej przekonująco. Tu, moim zdaniem, wygrał Roon. Przy trzecim podejściu posiłkowałem się „Habanerą” z Carmen w wykonaniu Hilde Guden i Berlińczyków pod batutą Herberta Von Karajana. Dźwięk uzyskany za pomocą aplikacji ponownie odebrałem jako nieznacznie lepszy. Przekaz był przejrzystszy, delikatnie żywszy i bardziej zwiewny, niewymuszony. Jako ostatni w tej części porównania wybrałem album „Straight, No Chaser” Theloniusa Monka. Tu po raz kolejny głębia i barwność przekazu uzyskanego z Roona dały o sobie znać. Wspomniane wcześniej zagęszczenie przekazu spowodowało, że odsłuch był bardziej przyjemny. Mógłbym przytaczać kolejne przykłady, a mam ich sporo, jednak sądzę, że byłoby to nużące — w kółko pisałbym to samo. Różnice są więc generalnie subtelne, a wybór preferowanej formy transmisji pozostawię przyszłym użytkownikom.

Silent Angel Rhein Z1 Plus apka1 Silent Angel Rhein Z1 Plus apka2 Silent Angel Rhein Z1 Plus apka3
To jedna z dwóch, darmowych aplikacji Silent Angela (VitOS Orbiter). Wszystko jest czytelne i logicznie zorganizowane. Rhein Z1 jest bardzo elastyczny, jeśli chodzi o współpracę z dyskami. Tymczasowy minus za brak bezpośredniego dostępu do Tidala (trzeba użyć Tidal Connect).


W trakcie testów Silent Angel wprowadził wsparcie Tidal Connect. Jak już wspomniałem, jednocześnie w aplikacji wyłączono możliwość bezpośredniego odtwarzania z Tidala zaimplementowanego w urządzeniu — szkoda. Z tego powodu tę część testu należy potraktować z przymrużeniem oka — pokazuje ona prawdopodobne niedoskonałości protokołu transmisji (Connect). Dźwięk odebrałem jako barwowo uszczuplony i mniej nasycony, lekko stłumiony. Odznaczał się ponadto gorszą dynamiką w obu skalach i osłabioną przestrzennością. Miejmy nadzieję, że zespół Chorusa szybko upora się z przywróceniem Tidala w firmowej aplikacji.

Roon Server

Na koniec postanowiłem sprawdzić, jak sprawuje się funkcjonalność Roon Server na tle Roon Core’a na moim MacBooku Pro. Jako endpoint ponownie posłużył mi SOtM — w ten sposób zminimalizowałem wpływ dodatkowych czynników na brzmienie.

Materiałem odniesienia był sampler 2L. Chciałbym napisać, że różnice były słyszalne „gołym” uchem, lecz byłaby to nieprawda. Jeśli w ogóle były jakieś różnice, to przez większość czasu musiały być na tyle drobne i nieznaczące, że zupełnie pomijalne. Pewnych różnic doszukałem się dopiero w momencie, gdy zacząłem wykorzystywać procesor DSP wbudowany w Roona, by konwertować pliki DSD do formatu PCM (by móc je odtwarzać za pomocą mojego Electrocompanieta ECD-1). Bas z Rheina stał się głębszy i odrobinę bardziej precyzyjny.

Prezentacja detali była również nieco dokładniejsza. Pięknie zobrazował to album „The Bassface Trio Plays Gershwin”. Kontrabas grał „żywiej", a blachy perkusyjne zdawały się bardziej błyszczeć. Tu różnice bez wątpienia były słyszalne. Może nie były one wielkie, ale w pogoni za perfekcyjnym dźwiękiem nawet takie detale mają znaczenie.

Naszym zdaniem

Silent Angel Rhein Z1 Plus to jeden z najbardziej dopracowanych serwerów muzycznych, z jakimi miałem do czynienia. Jest stabilny jak skała, bardzo funkcjonalny i swietnie brzmi jako transport USB Audio. Nie bez znaczenia jest wysoka jakość i estetyka wykonania oraz bezgłośna praca. Muzykalne, rozdzielcze brzmienie, świetna dynamika i bliski neutralności charakter to największe atuty. Z dodatkowym zasilaczem poprawią się rozdzielczość, dynamika i stereofonia. Przyznam, że zastanawiałem się nad przyznaniem temu urządzeniu kategorii A — jest mu do niej naprawdę blisko. Bezpośrednie porównanie z SOtM-em, który wciąż jest wzorcem metra dla przystępnych transportów sieciowych utwierdził mnie w przekonaniu, że „plusowi” odrobinę do tej kategorii brakuje. W mojej opinii Z1 Plus z dobrym zasilaczem liniowym stanowi świetną alternatywę dla Aurendera N150, od którego jest sporo tańszy, a bardziej funkcjonalny. Na marginesie dodam, że w odświeżonym rankingu „enka” także znajdzie się w kategorii B+.

Silent Angel Rhein Z1 Plus zzzAplikacja jest dopracowana, czytelna i konsekwentnie rozwijana, a dźwięk uzyskany z jej pomocą postawiłem na równi z Roonem — a to zdarza się niezwykle rzadko i oznacza potencjalną oszczędność na nietanim abonamencie. Jeśli już mówimy o Roonie, to przypomnę, że cała obróbka jest realizowana przez jednostkę, na której zainstalowany jest Core/Server.

Podsumowując, Z1 Plus będzie znakomitym rozwiązaniem dla użytkowników posiadających więcej niż jeden system — równoczesne odtwarzanie zawartości biblioteki na kilku urządzeniach naraz to żaden problem. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe argumenty, z czystym sumieniem mogę zarekomendować to nieprzeciętne urządzenie.

 

Artykuł pochodzi z Audio-Video 6/2023 - KUP WYDANIE PDF

Sprzęt towarzyszący:

  • Źródło: MacBook Pro 13 (Intel i5, 16 GB RAM, SSD256 GB) z zainstalowanym oprogramowaniem Roon oraz Audirvana
  • Transporty sieciowe: SOtM SMS-200 Ultra Neo, iFi ZEN Stream
  • Konwerter USB->S/PDIF: Gustard U-16
  • Zasilacz DC: Keces P6
  • Transport CD: Pioneer PD-9300
  • Przetworniki c/a: Electrocompaniet ECD-1, PrimaLuna Evo 100 DAC, Chord Mojo 2
  • Przedwzmacniacz: Electrocompaniet EC 4.7
  • Końcówki mocy: 2 x Electrocompaniet AW220 (pracujące w układzie mono)
  • Kolumny: Vienna Acoustics Mozart (po upgrade zwrotnicy)
  • Słuchawki: AKG K702
  • Kable głośnikowe: MIT Terminator 1, Nordost Wyrewizard Spellbinder
  • Interkonekty: Klotz MC5000 z wtykami Neutrik NC3, Klotz AC110 z wtykami Neutrik NF2CB/2, Klotz OT206 (AES/EBU), Belden 8241 (75Ω, BNC/RCA oraz RCA)
  • Kabel USB: QED Reference, Wireworld Ultraviolet

 

 

Oceń ten artykuł
(3 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją